środa, 23 listopada 2016

~ Rozdział 1 ~



Ten dzień zapowiadał się jak każdy inny. Pobudka o świcie, śniadanie, poranny trening w świątyni Kārāgāra i tak dalej. Lecz tym razem wstając, przez odsłonięte okno w swoim pokoju ujrzała czerwone wschodzące słońce i niebo we wszystkich odcieniach czerwieni. Pomyślała, że jeszcze nigdy nie widziała czegoś podobnego.
- Jakby niebo krwawiło...
Widok porannego nieba budził w niej poczucie zachwytu, ale także czegoś innego. Wyczuła, że coś już niedługo nastąpi, coś co zmieni jej dotychczasowe życie ponownie. Coś złowrogiego i budzącego grozę, a ten świt jakby chciał ją ostrzec.
- No nic, jak mus to mu - mówiąc te słowa Michiro, bo tak było jej na imię, wyszła ze swojego pokoju kierując się w stronę sali treningowej.
Mieszkańcy wspaniałego królestwa Karimar także zaczęli dzień od zwykłych codziennych czynności. W pałacu również nie próżnowano. Sterty dokumentów piętrzących się w biurze króla Amira tylko czekały na ich wypełnienie. Był on dobrym i sprawiedliwym władcą. Wraz ze swą małżonką, królową Kasumi, mądrze sprawowali swe rządy. Kraina Karimar była prawdziwą potęgą wśród innych graniczących z nią państw. Jej historia, co prawda miała wzloty i upadki lecz zawsze wychodziła z nich zwycięsko. 
Był to przede wszystkim kraj muzyki i tańca. Mający niezwykle bogatą kulturę. Natomiast jego armia nie była zbieraniną jakiś tam żołdaków. Byli oni najlepszymi w swoim fachu. Posiadali nietypowe i niespotykane techniki walki, dzięki którym byli prawie niezwyciężeni. Nikt poza władcą i dowódcami legionów nie wiedział o istnieniu oddziału super żołnierzy. Ich zdolności były niewyobrażalne i wykorzystywane tylko w sytuacjach, gdy krajowi i rodzinie królewskiej zagrażało śmiertelne niebezpieczeństwo. A Michiro do tego tajnego oddziału należała. Sama nie wiedziała dlaczego i kiedy do niego przystąpiła. Trenowano ją od kiedy sięgała pamięcią. Wychowano w dyscyplinie i rygorze. Michiro nie była prawdziwą Karimarianką z krwi i kości. Powiedziano jej, że została oddana przez swoich biologicznych rodziców w ręce przełożonego świątyni Kārāgāra jak była jeszcze niemowlęciem, że była po prostu niechcianym dzieckiem. Z tego powodu niektórzy mieszkańcy traktowali ją jak przybłędę. Nie była darzona sympatią zwłaszcza przez żeńską część społeczeństwa. Dlaczego? Dziewczyna była wręcz nieziemsko piękna i przyciągała wzrok w promieniu kilometra. Długie, gęste blond włosy o odcieniu złota sięgały do zagięcia jej kolan. Oczy miała w kolorze najszlachetniejszego szafiru i zawsze czaiło się w nich coś intrygującego a niemożliwie długie, gęste rzęsy rzucały tajemnicze cienie na jej różowe policzki. Mały, prosty, lekko zadarty nosek, usta o idealnych proporcjach w odcieniu ciemnego różu. Aż prosiły żeby je całować. Wszystkie te elementy były perfekcyjnie wyrzeźbione na niebiańskiej twarzy dziewczyny o cudnych rysach. Jej ciało również było idealne, pomijając straszliwe blizny na piersi, jednym ramieniu i plecach. Prócz tych szkaradnych ran, od czubka głowy skończywszy na palcach u stóp jej delikatne ciało było idealne. Jej skóra miała odcień różu wymieszanego z odrobiną złocistego brązu, a w dotyku przypominała miękkość, delikatność i aksamitność płatków lilii. Charakter miała natomiast jak każda kobieta. Bywała delikatna i nieśmiała niczym wiosna a także dostojna, pełna gracji niczym jesień. Temperament miała gorętszy od sierpniowego słońca. Potrafiła być zimniejsza od najmroźniejszych zim. Gdy coś już sobie obrała za cel, uparcie do tego dążyła. Jak małe dziecko potrafiła zaufać każdemu lub nie wierzyć w ani jedno słowo nikomu. Bywała roztrzepana, dziecinna, czasami nieznośna ale miała nadzwyczaj dobre serce i duszę czystą jak kryształ. Pomimo osiemnastu lat, wiele już w życiu przeszła a co za tym idzie stała się jeszcze bardziej zamknięta w sobie z powodu wydarzeń, jakie wstrząsnęły jej życiem i już niedługo miały się powtórzyć. Stała się zimniejsza od kamienia, ironiczna, nieczuła... Jej piękne oczy, niegdyś pełne życia, teraz były puste, lecz nie do końca. Były po prostu czujne, ostrożne i nawet wrogie. Przeszłość nie pozwalała jej zapomnieć. Od tamtej pory nie ufała już nikomu. Kiedyś otwierała się przed paroma osobami, którym myślała, że może zaufać. Wszystko zmieniło Tamte Wydarzenie.
Od niepamiętnych lat trenowała sztuki walki i to nie z byle jakiego powodu. Jako jedyna z elitarnego oddziału potrafiła kontrolować cztery żywioły, a na raz wszystkie podczas pełni księżyca. To nie jedyna z jej licznych umiejętności. Wytrenowano ją na prawdziwą maszynę do zabijania, którą później się stała. Bezlitosną morderczynią pokazującą swe prawdziwe oblicze gdy mrok pada na jej cudną twarz anioła - Anioła Śmierci. Jej los już niedługo połączy się z losem pewnego młodzieńca, który żyje daleko za wielkim morzem.
~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-
Mieszkańcy wioski Konoha jak co dzień wyszli na ulicę, by pozałatwiać swoje sprawy. Kolejny nudny, pełen pracy dzień, lecz dziś mijała osiemnasta rocznica odkąd Demon o Dziewięciu Ogonach zaatakował wioskę liścia.  Właśnie dziś pewien blond chłopak, który niedawno wrócił z kolejnej długiej podróży, właśnie obchodził swoje osiemnaste urodziny. Gdy wrócił po kolejnych prawie dwóch latach nieobecności wyprzystojniał i spoważniał. Po prostu zmężniał. Już nie był tym samym irytującym, smarkatym, nieogarniętym szczeniakiem ale młodym i dojrzałym mężczyzną. Kiedy wraz ze swoim mistrzem przekroczył bramę wioski mieszkańcy Konohy nie poznali go. Byli zszokowani zachowaniem nowego Uzumakiego Naruto, lecz w głębi serca pozostał tamtym dzieciakiem z wielkim uśmiechem na ustach. Od jego powrotu minęły dwa miesiące, a jego starzy przyjaciele wciąż nie mogli się przyzwyczaić do nowego Uzumakiego. Nie tylko jego zachowanie i wygląd uległ zmianie, również jego bojowe umiejętności. Stał się niezwykle silny, niewyobrażalnie silny, zwinny i szybki. Nabył sporo nowych umiejętności, którymi nie chwalił się już tak na prawo i lewo. Stał się prawdziwym shinobi z doświadczeniem. W czasie dwóch miesięcy awansował na jounina pierwszej klasy zaskakując wszystkich egzaminatorów swoimi technikami. Nowy Naruto był po prostu shinobim doskonałym, gdyż w jego oczach podczas walki można było dostrzec tylko i wyłącznie stu procentowe skupienie, a oczy miał nieziemskie. Dziewczęta mdlały na jego widok. Złociste blond włosy okalały jego twarz i lisie blizny, które posiadał od urodzenia. Zaś te jego niesamowite szafirowe spojrzenie... Piękne i zniewalające. Muskulaturę ciała też miał pokaźną. Każdy mięsień był perfekcyjnie wyrzeźbiony.
Często lubił sam przesiadywać nad brzegiem pobliskiego jeziora lub w towarzystwie swojego towarzysza i najlepszego przyjaciela - Toshiro Szuna. Poznali się gdy to Szun dwa lata temu uratował Uzumakiego, a ten miał u niego dług wdzięczności, więc zaproponował, by Toshiro go trenował. I tak stali się najlepszymi kumplami. Szun był dwa lata starszy i bardzo przystojny. Miał brązowe, krótko ścięte ale mimo to sterczące we wszystkie strony włosy i oczy koloru morskiego błękitu. Biła z nich mądrość, rozsądek, ale także radość z życia i figlarność. Na piersi miał jedną wielką szramę - pamiątkę po wojnie domowej, która trwała przed laty w kraju, z którego pochodził. Więc tak to sobie, od niechcenia, dwoje najlepszych przyjaciół spędzało mile czas nad jeziorem.
- Masz jakieś specjalne plany na dziś? - Szun leżał wyciągnięty na brzegu i wpatrywał się w obłoki na niebie.
- Nie... Czekaj! Mieliśmy się stawić u Kakashiego, pamiętasz?
- Prawie bym zapomniał a tak w ogóle to czego on chce?
- Pewnie jak zwykle chodzi o jakieś pierdoły. Musimy iść... - Naruto zaczął się podnosić lecz po krótkiej chwili z powrotem padł na glebę. - Ale mnie się nie chce..! - Jęknął blond włosy chłopak. Tak jak jego towarzysz zaczął przyglądać się leniwie przesuwającym się po niebie białym chmurom. - Rany, ale się tu dużo zmieniło, inni też się jakoś zmienili, wydorośleli. Mam wrażenie, że tu już nie pasuję, nie wiem co jest grane. - Gdy Naruto wspominał dawne czasy, brunet wstał i nakazał gestem przyjacielowi, by ten zrobił to samo.
- Wszystkiego najlepszego bracie! - zawołał i uścisnął serdecznie zaskoczonego blondyna.
- No co ty, stary! - Naruto wyrwał się z mocnego uścisku Szuna. Trochę za gwałtownie bo stracił równowagę i prawie wpadł do wody, na całe szczęście w porę brunet zdążył go złapać.
- Nie wygłupiaj się. Nie co dzień kończy się osiemnaście lat. Mam dla ciebie pewien drobiazg, jest w domu. Przyłożę ci, i to porządnie jak go nie weźmiesz - morskooki uścisnął przyjaciela jeszcze raz. Naruto, tym razem w normalny tempie, odsunął się na krok i spochmurniał.
- Ja tam nie obchodzę urodzin. W końcu to też osiemnasta rocznica ataku Kuramy na Konohę.
- Ale to ty jesteś moim kumplem a nie wioska, dlatego masz się cieszyć z tego dnia. To ty mnie obchodzisz, jesteś dla mnie jak młodszy brat.
- Dobra, tylko mi się tu nie rozklejaj!
- Mam cię dość - zaśmiał się Szun udając oburzonego po czym parsknął śmiechem i lekko trącił blondyna w ramię. Ten również nie mógł powstrzymać się przed roześmianiem na całe gardło.
- Słuchaj, jak w ogóle poszedł ci test na jounina, hyymm?
- A jak myślisz młotku? Pewnie, że mnie awansowali! No wiesz, taki wspaniały ninja jak ja.., nie mogli przecież postąpić inaczej...
- Uważaj, bo popadniesz w samozachwyt i wtedy nie przyjdę ci na ratunek.
- Och, bo się przestraszę! - Śmiali się bez opamiętania. Śmiali i śmiali. Prawie przez całą drogę na miejsce spotkania ze siwowłosym ninją. W końcu dotarli pod Ichiraku Ramen, a Naruto po prostu nie mógł się powstrzymać, by oczami nie pochłaniać porcje jedzenia.
- Dwie duże porcje, proszę - rzekł Szun.
- Ej! Sam za siebie zapłacę..!
- Nie. - Odpowiedział stanowczo brunet. - Dzisiaj ja stawiam - jeszcze przez chwile siłowali się na spojrzenia. Po minucie Naruto poddał się i pozwolił za siebie zapłacić. Czekali i czekali na mistrza. Ten zawsze kazał na siebie długo czekać. Chłopaki pochłonęli jeszcze po dwie porcje, aż w końcu swą obecnością zaszczycił ich Kakashi-sensei.
-No już myślałem, że do rana tu posiedzimy! - zawołał teatralnie Naruto w stronę swojego dawnego mistrza.
- Ważne sprawy ważnych ludzi - odpowiedział z uśmiechem zamaskowany ninja i zamówił dla siebie ramen. Nie czekając ani chwili dłużej, przeszedł do sedna sprawy, którą miał przekazać Uzumakiemu i Toshiro.
- Ale jak to teraz zaraz!? Bez przygotowania i dokładniejszych wytycznych??? - Naruto poderwał się z miejsca i stanął na przeciw siwowłosego.
- Uspokój się młody i siadaj na tyłek. - Szun przywołał do porządku blondyna, a ten tylko na niego popatrzył spod byka.
- Nie czas na twoje humory, Naruto. Dostałeś misje i tyle. Piąta nie zdradziła żadnych szczegółów. Powiedziała, że masz doświadczenie i tyle starczy, by wykonać to zadanie. Masz zabrać kogoś ze sobą. Sam może i dałbyś radę, ale w pojedynkę za wiele tym razem nie wskórasz - tymi słowami zgromił Uzumakiego - a i najlepszego. - Dokończył ramen i zniknął w chmurze dymu posyłając poddenerwowanemu blondynowi lekki uśmiech.
- No to nici z imprezy, co nie?
-Jedziesz ze mną i bez gadania, coś tu śmierdzi i ty mi pomożesz.
- BOŻE!!! Dałbyś spokój, wszędzie widzisz spiski Naruto!
- Mam przeczucie a ono mnie nigdy nie zawodzi. Pamiętasz, co było w Kraju Wiatru..
- Niech ci będzie. No to chodźmy się przygotować do podróży.
Gdy wychodzili z knajpki, po drodze spotkali Sakurę Haruno, dawną miłość Naruto. To zauroczenie już mu przeszło lecz gdy wrócił odmieniony po dwóch latach, Sakura zmieniła zdanie co do blondyna. Zaczął ją intrygować, ale ten nie raczył spojrzeć na nią ani na żadną inną w wiosce.
- Cześć Naruto-kun!
- Hej.
- Witaj Szun-san.
- Witaj Sakura-chan. - Nie mówiąc nic więcej do Haruno szli dalej.
- Słyszałam, że dostałeś misję klasy S, Naruto...
- Tak, ja i Szun wyruszamy natychmiast, więc pozwolisz Sakuro, że się pożegnamy z tobą teraz? Wiesz to sprawa niecierpiąca zwłoki.
- Eee tak, jasne. Powodzenia. Wróćcie szybko, cali i zdrowi. - Sakura mówiąc te słowa patrzyła głównie w piękne oczy blondyna, zaś ten obrócił się na pięcie i wraz z Szunem odeszli. Różowowłosa stała tak jeszcze przez chwilę wpatrując się w plecy oddalającego się Uzumakiego po czym z westchnieniem ruszyła w stronę własnego domu.
Tymczasem po niecałej godzinie Szun i Naruto, w pełni gotowi, opuszczali swój dom i wioskę w jednym.
- Słyszałeś Kakashiego!? Ja miewam humory... Też mi coś.
- Narzekasz jak stara baba normalnie a tak poza tym, Sakura robi do ciebie maślane oczy, zauważyłeś? - Brunet zerknął na kumpla uśmiechając się znacząco.
- Niech je robi do Uchihy.., mnie już dawno przeszło. Wracając do sprawy, od mojego powrotu błagałem Tsunade, by przydzieliła mi tą misję ale chciała wysłać ANBU wraz z Uchihą
- Może Jiariya ją przekonał, nigdy nic nie wiadomo...
- Możliwe, ale nie sądzę. Ona nigdy nie zmienia zdania.
Prowadząc rozmowę coraz bardziej oddalali się od wioski. Misja, która została im powierzona miała zmienić życie blondyna za zawsze. Wyruszali daleko, hen za wielką wodę. Mieli wziąć udział w Międzynarodowym Turnieju Sztuk Bojowych w odległym o setki kilometrów królestwie Karimar. Biegli przez prawie całą drogę by zdążyć na statek, którym mieli wypłynąć.
- Chyba widzę morze, jesteśmy prawie na miejscu! - wykrzyczał Uzumaki.~
~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-  
Kręty, ciemny korytarz oświetlony jedynie paroma starymi pochodniami za każdym razem dłużył mu się niemiłosiernie kiedy musiał nim podążyć. Było w nim zimno, wręcz lodowato i śmierdziało rozkładającymi się szczątkami zwierząt i ludzi. Nie brzydził go widok trupów, o nie. Uwielbiał patrzeć jak inni umierają cierpiąc najstraszliwsze katusze. Sam je im zadawał. Smród stęchlizny wymieszany z gnijącymi ciałami oraz krwią był po prostu nie do wytrzymania. Nawet dla kogoś takiego jak on. Dla zabójcy bez żadnego sumienia i krzty litości. Ciasny tunel w katakumbach zaczynał się poszerzać, aż ów zakapturzony mężczyzna dotarł do celu swojej wędrówki a były nim na pierwszy rzut oka zwyczajne drewniane, ryglowane drzwi. Pewnym ruchem otworzył małe wrota i wkroczył dumnie do środka. Tam, czekała na niego osoba, która, choć wydawało się to niemożliwe, była jeszcze gorsza i bardziej zepsuta od niego samego. Stanął na środku owalnego pomieszczenia. Wokół panował półmrok, gdyż paliło się zaledwie kilka pochodni a ich nikłe światło nie było w stanie oświetlić należycie całego obskurnego wnętrza, w jakim się znajdowali. Tajemniczy przybysz przyłożył zaciśniętą prawą pięść do serca i ukłonił się nieznacznie przed zakapturzoną, chowającą się w mroku postacią.
- Panie, dziewczyna nadal przebywa w Świątyni a chłopak właśnie wyruszył. Czy mamy... - młody mężczyzna przemówił lecz przerwał mu ochrypły głos.
- Nie. Poczekamy. Nasza czcigodna Kapłanka - zaszydził nieznajomy - niech jeszcze zazna trochę słodkiej wolności.
- Zatem, jakie są rozkazy, mój panie ?
- Zbierz moich najlepszych ludzi. Przekonamy się czy Strażnik rzeczywiście stał się tak silny jak donosisz... - zaśmiał się ów ochrypły męski głos z nutą sarkazmu w tle.
- Będzie jak zechcesz - odpowiedział przybysz swoim melodyjnym i jednocześnie jadowitym głosem. - Już niedługo moja ukochana... - szepnął pod nosem a uśmiech, który w tym momencie przyozdobił jego twarz dorównywał uśmiechowi samego szatana.
~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-  
Gdzieś poza murami Karimar blondwłosa dziewczyna o imieniu Michiro wraz ze swoją kumpelą przemierzały leśne ostępy prąc naprzód i na przód. Michiro prowadziła, ciągnął za sobą koleżankę niemal jak upartą kozę. Coraz bardziej zagłębiały się w ciemny i mroczny bór zostawiając za sobą bezpieczną stolicę królestwa. Wiatr lekko rozwiewał im włosy a leśne odgłosy napawały blondynkę bliżej nieokreślonym uczuciem. Czuła się.., spokojna, bezpieczna. Wolna.
- Daleko jeszcze? - Taya zrobiła minę znudzonego dziecka.
- Nie. Wytrzymaj, jesteśmy prawie na miejscu.
- Skąd ty znasz takie miejscówki i to tak daleko od granicy..?
- Mam swoje źródła - odpowiedziała Michiro patrząc tajemniczym wzrokiem na swoją towarzyszkę. - Czasami gdy chcę, emmm.., trochę pomyśleć to idę tam gdzie nikt mi nie będzie przeszkadzać. A tak poza tym, to dotarcie tutaj to świetny trening - uśmiechnęła się znowu blondynka.
Dziewczyny coraz bardziej zapuszczały się na zachód. W końcu dotarły do starego lasu, gdzie Michiro poprowadziła tę drugą do niepozornie wyglądającego drzewa.
- Lepiej wracajmy, mam złe przeczucia - rzekła Taya. Tak miała na imię towarzyszka blondynki. Taya była w tym samym wieku i wyższa od Michiro, miała krótkie kruczoczarne i kręcone włosy, zielone oczy oraz słodką twarzyczkę jak u dziecka w kształcie serca.Pomimo marnej muskulatury, była niezwykle wysportowana i silna. Nieraz rozłożyła na łopatki trzy razy większego faceta od siebie, kiedy ten próbował zajrzeć jej pod spódniczkę. Była utalentowaną wojowniczką. Michiro nikogo nie dopuszczała do siebie ale towarzystwo Tayi czasami odprężało ją. Może dlatego, że Taya akceptowała ją mimo, że blondynka nie mówiła jej wszystkiego aczkolwiek czasami denerwowało ją jej gderanie. Była zbyt ostrożna, a co według Michiro, było wielką wadą.
- Nie pękaj. A teraz patrz uważnie - skarciła Tayę i podeszła do jednego z dużych drzew. Rozejrzała się po zaroślach czujnie, jakby się bała, że ktoś mógłby je podglądać. Kiedy upewniła się, że nikt ich nie obserwuje a w pobliżu nie ma żywej duszy, ukryta w cieniu wykonała kilka skomplikowanych znaków dłońmi, których ciemnowłosa nigdy jeszcze na oczy nie widziała.
- Co ty przed chwilą zrobiłaś ?
- Nie przeszkadzaj i daj mi się skupić. - Michiro skoncentrowała się ponownie, by złożyć ostatni znak kiedy, niespodziewanie, nawiedziło ją znajome uczucie. Taya widząc zastygniętą w połowie gestu dziewczynę od razu zrozumiała co się dzieje.
- O co chodzi? - Taya lekko potrząsnęła ramieniem Michiro lecz ta jednak nic nie odpowiedziała. - Mówię do ciebie! Słuchasz mnie? Co jest grane.?! - zielonooka zaczynała się już denerwować, gdyż blondynka nadal tkwiła w bezruchu. Taya stała za Miro, więc nie widziała twarzy dziewczyny, ale gdy podeszła do niej od przodu przeraziła się nie na żarty. Na twarzy blondwłosej dziewczyny malował się strach, szok i przerażenie. Zawsze opanowana i wyprana z wszelkich uczyć Michiro Song Valente, w tej jednej chwili stała się bezbronną dziewczynką. Z jej błękitnych oczu pociekły małe kryształowe łezki.
- O.., on tu idzie - tylko tyle wydusiła z siebie Song i upadła na kolana przed Tayą.
- Kto? Kto taki, powiedz - spokojnym i opanowanym głosem Ti próbowała z Miro wyciągnąć więcej informacji.
- ON..! - Tylko tyle zdołała siebie wysapać blondwłosa po czym zaniosła się cichym płaczem. Taya jeszcze nigdy nie widziała jej tak rozbitej i przerażonej.
- Wracamy. - Brunetka wzięła pod ramię niebieskooką i ruszyła z nią z powrotem w stronę Karimaru.
Wszystkie wspomnienia, o których próbowała zapomnieć, powróciły i przygniotły Michiro swoim ciężarem x bólu, łez i nieustannej rozpaczy. Nie chciała przechodzić tego jeszcze raz, nawet w wspomnieniach, to by było po prostu za dużo. Z resztą, cóż takiego mógłby jej jeszcze zabrać? Oni mogliby zabrać? Przecież nie miała już nic... Dopięli swego. Zrobili to, co chcieli. Zabrali i nie oddadzą już nigdy, bo od tego nie ma już odwrotu, musi z tym dalej żyć. To wszystko, cała przeszłość blond dziewczyny uderzyła w nią z taką mocą, że przez całą drogę powrotną nie odezwała się ani słowem. Wzrok miała nieobecny i kurczowo trzymała się Tayi. W końcu dotarły do Świątyni. Starały się by po drodze nikt ich nie zauważył a tym bardziej tego w jakim stanie znajduje się princessa. Niezauważone przez królewską straż i mnichów dostały się do części mieszkalnej Świątyni przez ich ulubiony skrót prowadzący przez kaplicę Kapłanki. Wchodząc do pokoju Taya jeszcze raz wyjrzała na korytarz by upewnić się, czy aby nikt niczego nie zauważył. Zamknęła drzwi na klucz i dołączyła do skulonej na łóżku Michiro.
- Powiedz mi proszę, kto przybędzie i czego chce? - Taya nakłaniała Michiro do mówienia, gdyż blondwłosa piękność powoli już dochodziła do siebie. Miro zamknęła oczy po czym je otworzyła.
- Nadszedł czas, abyś dowiedziała się prawdy. Nie chcę już dłużej przed tobą tego ukrywać. Postaram się wyjawić tobie to, co się WTEDY stało. Dlaczego zniknęłam. - powiedziawszy to do ciemnowłosej, zaczęła opowiadać swoją mrożącą krew w żyłach historię. Taya słysząc jej słowa przybrała wygodniejszą pozycję na materacu i pilnie zaczęła wsłuchiwać się w historię przyjaciółki.
- Pamiętasz jak to było na początku ze mną i Aronem? Nasza historia, nasza bajka miała potoczyć się zupełnie inaczej. Tak jak to sobie wyobraża każda dziewczyna, że w końcu znalazłam swoją miłość. Tak jak ty i reszta. Jednak bardzo się pomyliłam. - Nie patrząc na brunetkę, Michiro opowiadała jak to ją oszukano, zdradzono ponownie. O fałszywej miłości. Chorej miłości do władzy jej niegdyś ukochanego Arona - księcia i byłego następcy tronu Karimar.
- Kiedy widziałam jak wtedy umierał, część mnie umarła razem z nim. Wszyscy myśleli, że Faragon go uśmiercił, ale to było ukartowane. On go ożywił. Przywrócił z Krainy Zmarłych lecz coś było nie tak. Aron stał się inny, nieludzki, obojętny na cierpienie innych. I wtedy to się zaczęło...
- Pamiętam, byłaś taka szczęśliwa, pełna życia, ale zniknęłaś tak nagle. Co się stało? Wszyscy myśleli, że razem gdzieś uciekliście.., no wiesz - widząc znaczące uniesione brwi Michoro zaczęła się tłumaczyć - miałaś wtedy czternaście lat, on szesnaście. Ludzie zaczęli gadać to i owo.
- Mniejsza o to. Wracając, ja nie pamiętam jak znalazłam się w tamtej górskiej jaskini, ale pamiętam jak mnie ciągli. Próbowali mnie ogłuszyć, ale się nie dałam. Jestem odporna na tego typu środki. Potem film mi sięurwał. Później pamiętam już tylko tortury... - opowiadała jak ją torturowano, fizycznie i psychicznie. O tym, co działo się z nią przez ponad rok. Taya nie wierzyła na początku czy to prawda czy tylko jeden z jej dziwacznych snów, z których budzi się w środku nocy. Ale upewniła się, gdy Michiro pokazała jej jedną ze swoich paskudnych blizn, pamiątkę po tym, co ją spotkało.
- Torturowali mnie Tayo, sama nie wiedziałam dlaczego. Błagałam aby mnie zabili bo ból z czasem stawał się coraz silniejszy chociaż nie wiedziałam jak to mogło być możliwe. Bolało mnie nie tylko ciało, ale także.., ech... nie potrafię tego opisać. To tak jakby moja dusza cierpiała razem ze mną, ból był tak potworny, że nie wiedziałam co się wokół mnie działo. Robili ze mną co tylko chcieli, co tylko ON chciał. – Tu blondynka wreszcie spojrzała na twarz brunetki. - Pozbawił mnie wszystkiego. Godności, człowieczeństwa a nawet duszy. - Michiro nie mogła powstrzymać się od łez. Była w bardzo złym stanie. - Nie masz pojęcia co oni ze mną uczynili, co ja przeszłam. Powinnam powiedzieć raczej CO ze mnie zrobili... - opowiadając to wszystko jej twarz wyrażała tyle emocji na raz: strach, wstręt, gniew, przerażenie i oczywiście ból. Ogromny ból. Jej oczy napełniały się goryczą i wylewały ją pod postacią rzewnych łez.
- To trwało ponad rok ale w końcu mnie złamali. Nadal gwałcili. Te męki nie ustawały. Wydzierając ze mnie moją duszę, śmiali się a gdy mi ją wreszcie zabrali, zmienili mnie w potwora. Każda minuta bycia tam sprawiała, że uchodziło ze mnie życie. Dzień po dniu, coraz większa agonia. Przechodziłam jakąś przemianę, jakby moje ukryta ,JA" stawało się czymś nowym i brało nade mną kontrolę. Moje oczy zaczęły widzieć to, czego nie powinny, uszy słyszały wrzaski, choć były to zwykłe szeptane rozmowy. W mojej głowie plątało się tyle myśli, cudzych myśli, Taya. Z czasem zaczęłam czuć coś jeszcze poza okropnym, wszechogarniającym bólem – GŁÓD. Pragnęłam zwykłego jedzenia, ono zaspokajało mojepotrzeby ale... Ja chciałam czegoś więcej. Chciałam krwi, gorącej, lepkiej i tryskającej z ran ofiary. Zapragnęłam mordować. – Tu Michiro zrobiła pauzę. Na jej twarzy pojawiłosię obrzydzenie.
- Czułam jej zapach wszędzie, otaczał mnie ze wszystkich stron, taki słodki.., i na wyciągnięcie ręki. Potrafiłam wyczuć go przez grube mury mojego więzienia. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, co tak mnie pociągało, co mnie wołało - teraz Miro ukryła twarz w dłoniach, ale mówiła dalej. - Po mojej celi łaziło sporo szczurów, nie wytrzymałam i rzucałam się na nie, łapałam je bez trudu. Ogarniała mnie prawdziwa żądza. Moje zęby bez problemu przebijały się przez ich delikatne ciałka i w końcu, ciepła ciecz spływała po moich rękach. Pozbawiałam te biedne stworzonka całej życiodajnej substancji ale to mi nie wystarczyło. Rozdzierałam każdego martwego gryzonia i wyjadałam ich wnętrzności. Oni wiedzieli co się ze mną dzieje. Torturowali mnie dalej, moje błagania na nic się zdawały. Gwałty po kilkanaście razy dziennie... Nie miałam siły się przeciwstawić. Żeby stawić jakikolwiek opór. Moja dusza służyła jako narzędzie do tortur. Nie masz pojęcia jaki to ból, gdy ktoś na twoich oczach pali twoją duszę i świetnie się przy tym bawi. Blizny jakie mam, do dzisiaj nadal sprawiają mi ból jednakże z czasem nauczyłam się ignorować go. ale... Tego palącego pragnienia nie da się opisać. Głodzili mnie, czułam się tak, jakby wypalano mnie od środka. To było nie do zniesienia, jedynie ból jaki sobie sama zadawałam by zagłuszyć tamten dawał znikome efekty. Gdy miotałam się po celi oszalała z głodu, oni wpuszczali do mnie małe dzieci, które wołały swoich rodziców. Rozumiesz to? Małe, niewinne dzieci!!! Ja nie mogłam się opanować, nie potrafiłam... - Michiro mówiła coraz szybciej. Jej trzęsący się głos ledwo przebijał się przez powietrze, które Taya z kolei wstrzymywała. - Po kilku minutach męki rzucałam się na te bezbronne szkraby i zabijałam gołymi rękami. -Niespodziewanie dziewczyna zmilkła przez co Taya dopiero teraz spostrzegła, iż przez cały monolog blondynki wstrzymywała oddech. Przez odsłonięte okno dostały się promienie zachodzącego słońca a ich ciepłe światło malowało się w barwach pomarańczy i złota na ścianie obok dwóch nastoletnich dziewczyn.
- To jest... To po prostu nie mieści się w głowie...
- Tego nie jest w stanie pojąć ktoś, kto nie doświadczył tego na własnej skórze. Wierz mi.
- Ja zawsze zastanawiałam się, dlaczego ty unikasz rannych ludzi. Teraz już wiem dlaczego.
- Bo nie jestem odporna na tyle by się oprzeć temu czemuś. Nie jestem już człowiekiem ale potworem wysysającym z niewinnych istnień życie. Z resztą pogodziłam już się z tym. To dlatego nikogo nie dopuszczam do siebie, ze względu na brak samokontroli, zaufania i chyba strachu. Staram się panować nad tym ale to nie jest łatwe. Mogę cię zapewnić, że z czasem nabyłam jako takiej kontroli nad sobą, jesteś teraz przy mnie całkowicie bezpieczna. - Taya zauważyła, jak Miro brzydzi się mówić na ten temat, więc szybko go zmieniła.
- Eee .., ty masz dzisiaj swoje święto, nie? Więc wszystkiego naj!!! - przywarła do zaskoczonej Michiro i mocno ją przytuliła.
- Daj spokój, nawet nie wiadomo czy w ogóle dzisiaj są moje urodziny...
- Nie wygłupiaj się. Przecież przeprowadzono badania i wszystko jest napisane czarno na białym. Poza tym - Taya popatrzyła jej poważnie w oczy - dzięki, że zaufałaś mi i opowiedziałaś mi o tym wszystkim.
- Dzięki za to, że nie uciekłaś ode mnie gdzie pieprz rośnie. Inni na twoim miejscu już dawno by to zrobili. I wiesz co?? Dobrze jest tak się komuś wygadać. - Blondynka obdarzyła Tayę jednym ze swoich dawnych uśmiechów i brunetka zobaczyła prawdziwą Michiro Song Valente. Taya nie pozostała jej dłużna i odwzajemniła uśmiech.
- Nie ma o czy mówić. Ty też nie opuściłaś mnie, kiedy potrzebowałam wsparcia kogoś drugiego. No dobra, a teraz twój prezent urodzinowy! - Taya tajemniczo uśmiechnęła się do Miro i kazała jej zamknąć oczy. - To nie jest może niespodzianka ale taki mały drobiazg ode mnie - ciemnowłosa wyciągnęła piękne dwa czarne, samurajskie miecze z przepiękną czerwoną kokardą.
- Liczy się gest, ale nie mogę ich przyjąć. Wydałaś na nie kupę kasy, serio wiem co mówię. Twoje myśli aż krzyczały na ich temat.
-Ale wydałam je dla ciebie, bo wiem, że tobie też się spodobały i to bardzo. - Taya podała miecze Michiro, a ta jeszcze się wahając, chwyciła za rękojeść jednego z nich i machnęła klingą w powietrzu. Taya miała rację. Te miecze bardzo jej się podobały.
- Jeszcze raz dziękuję. Teraz już chyba wiem, co to znaczy mieć przyjaciela. - Brunetka jeszcze raz mogła zobaczyć przed sobą niezgorzkniałego wojownika jakim była Michiro, ale dziewczynę, której uroda przyćmiewała nawet słońce. Trwało to tylko kilka chwil i na nowo miała przed sobą twardą i wyniosłą wojowniczkę Song. Od teraz wiedziały, że mogą na siebie liczyć, że jedna przybędzie z pomocą drugiej.
- Ale zgłodniałam - rzuciła Michiro do Tayi i zaśmiała się dźwięcznym śmiechem. - Na prawdę chodźmy już na kolację. -Taya tylko popatrzyła się na blondynkę, uśmiechnęła do niej i razem opuściły pokój Michiro.
~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-  
Tymczasem dwaj młodzi ninja właśnie wyruszyli na spotkanie z przeznaczeniem z jakim będą musieli się zmierzyć, a zwłaszcza pewien młody blondyn. Nim słońce zaszło Naruto i Szun już odpływali na statku. Szaleńcze tempo jakie sobie narzucili całkowicie ich wyczerpało. Szun przespał całą noc i następny dzień, zaś Naruto nie zmrużył oka i wyszedł ze swojej kajuty dopiero na kolację. Zapieczętowany w nim Kyubi powodował, że chłopakowi bardzo szybko wracały siły.
Załoga pracowała pełną parą. Kucharz w kuchni przywitał się z nim grzecznie i zapytał co takiego chciały do jedzenia. Po posiłku Naruto powędrował na dziób statku by przemyśleć parę spraw w ciszy i samotności. Coś nie dawało mu spokoju, nie mógł choć na chwilę przestać o tym myśleć. Co zastaną gdy dotrą na miejsce? Dlaczego piąta zmieniła zdanie i wysłała jego samego, nie licząc Szuna, jako jedyną reprezentację z Konohy? Czemu nie zaangażowała do tej misji Uchihy lub całego oddziału ANBU? Od czasu gdy przybył do wioski i awansu na jounina nie wysyłano go na żadną misję, chyba że sam o nie prosił. Z resztą, mało go to obchodziło. Wrócił, bo chciał tego jego mistrz. Wiedział, że jak tylko przekroczy bramę wioski zacznie się to samo.., gadanie za plecami. Wciąż zdarzały się krzywe spojrzenia ale miał to głęboko gdzieś. Przewędrował ponad połowę kontynentu i doświadczył czym jest prawdziwe cierpienie, przynajmniej tak mu się zdawało. Po prostu wydoroślał i nie ważne czy inni to zaakceptują. Przestał podkochiwać się Haruno Sakurze, gdyż najzwyczajniej w świecie z tego wyrósł. Zrozumiał, że nie ona była mu pisana. Nie ONA. Ta, która skradła mu serce, już nigdy do niego nie wróci.
W czasie swojej wędrówki nauczył zdobywać się nie tylko informacje, ale także kobiety i wszystko czego by tylko zapragnął. Przeistoczył się w prawdziwego uwodziciela kobiecych serc. Potrafił wykorzystać każdą słabość każdego, byle zdobyć swój cel, bez skrupułów i wyprany z wszelkich emocji. Przestał porównywać się do młodego Uchihy bo już dawno go przerósł swoimi umiejętnościami bojowymi, które wciąż szlifował do perfekcji. Był lepszy pomimo tego, że tamten posiadał sharingana. Kiedy byli dziećmi, Naruto starał się z całych sił zwrócić uwagę Sasuke na siebie i pokonać go. Chłopak uśmiechnął się do swoich wspomnień.
- Rany, ale ja byłem głupi... Dziecinne marzenia o tytule hokage, Haruno Sakura i ten przeklęty Uchiha - Naruto wspominał dawne czasy. Nie myślał o nich zbyt często. One już nigdy nie wrócą., tłumaczył sobie. Przeminęły raz na zawsze. Nie lubił myśleć o tamtych latach swojego życia. Podczas wędrówki po świecie przekonał się, że dążenie do celu w taki sposób, jaki robił to mając choćby te dwanaście lat nic by nie osiągnął. Na twarzy Naruto pojawił się złośliwy uśmiech. Jak on uwielbiał się droczyć z innymi... Wspominał miny jakie wszyscy mieli gdy poprawie dwóch latach wrócił do wioski wraz ze swoim mistrzem. Nie jako uśmiechnięty od ucha do ucha szczeniak, ale dojrzały ninja...
- I znowu to samo! Jakie to upierdliwe... Mam dosyć stania na warcie dzień w dzień. Nic się nie dzieje, jedna wielka nuda. Uwaaa..... - Shikamaru ziewał ze znudzenia. Wraz z innym shinobim czuwał na warcie przed bramą Konohy.
- Ktoś się zbliża - ten drugi przywołał chounina do porządku i obaj stali w gotowości.
- To chyba... Nie, nie wierzę! Jiraiya - sama?!
- To on, ale kim są tamci dwaj?
- Leć, zawiadom Hokage. Ja zostanę i przywitam ich.
- Niech ci będzie, chciałeś żeby coś się działo, haha. Mówisz masz! - Drugi ninja zniknął w chmurze gęstego, siwego dymu. Shikamaru zaś stanął na środku, czekał, aż przybysze się zbliżą. Tak, to bez wątpienia Jiraiya. Jego biała czupryna jest rozpoznawalna z daleka, ale dwójka pozostałych towarzyszy sannina wzbudziła zainteresowanie chounina. Dwaj młodzi mężczyźni, jeden z nich ciemny brunet stanął przed tym drugim trzymającym się z tyłu, skutecznie go zakrywając. Nieznajomy brunet był wyższy od Shikamaru i dużo przystojniejszy.
- Shikamaru, kope lat! - Rzucił wesoło sannin.
- Witaj Jiraya - sama. Piąta właśnie została poinformowana o... - tu Konoshanin spojrzał na towarzyszy białowłosego - ...o waszym przybyciu.
- A miała to być niespodzianka... No cóż, szkoda. Chłopcy weźcie bagaże.
- Hai - odrzekli tamci. Młodzi mężczyźni schylili się po swoje wypchane po brzegi torby. Wysoki brunet odsunął się na chwilę odsłaniając drugiego nieznajomego i Shikamaru w końcu dostrzegł jego twarz. Niemożliwe! Te same blond włosy, niebieskie oczy i znajome blizny na policzkach.., lecz brak ochraniacza na czole. Nie, to nie może być on. W takim razie kto to jest, co cholery?Shikamaru patrzył na blondyna i dopiero do dłuższej chwili spostrzegł, że blond nieznajomy także obserwuje go ze złośliwym uśmiechem na ustach.
- Co jest Shikamaru? Nie poznajesz mnie? Nie poznajesz kolegi z dzieciństwa? - Blond chłopak podszedł do wartownika i stanął z nim twarzą w twarz. Ten również był dużo wyższy od Nary. Shikamaru doznał jakiegoś wstrząsu, w końcu poznał tajemniczego nieznajomego.
- T-to ty?!
- No pewnie, a któż by inny? Widzę, że nie ucieszyłeś się na mój widok Shikamaru. Żadnego przyzwoitego powitana a mówi się, że Konoha słynie z gościnności.
- Uzumaki Naruto... Naruto ee.., eeee... Eee.., zmieniłeś się. Gdzie twój ochraniacz na czoło? Wcześniej się z nim nie rozstawałeś.
- Mam go cały czas, nie martw się. Nie noszę go i już, znudziło mnie to. Mam go założyć żebyś wpuścił nas do wioski? - Naruto mówił takim tonem, którego Shikamaru nigdy u niego nie słyszał. Po prostu zaniemówił z wrażenia. - To co, wpuścisz nas czy będziemy tak stać do jutra? Jesteśmy już trochę zmęczeni a zaraz zrobi się ciemno. - Blondyn patrzył z jakąś dziwną wyższością na Narę. Nagle towarzysz numer dwa, wysoki brunet, zabrał w końcu głos.
- Może trochę grzeczniej, co? - Shikamaru nadal sterczał jak wrośnięty w ziemię. - Toshiro Szun, bardzo mi miło. Naruto dużo opowiadał o swoim rodzinnym miejscu. - Brunet próbował jakoś załagodzić zaistniałą sytuację. Przedstawił się jak na wychowanego człowieka przystało. Dzięki Szunowi, Nara otrząsnął się i podał nowemu dłoń.
- Naruto, rozmawialiśmy już na ten temat i nie mam zamiaru znowu tego powtarzać. Nie jesteś już dzieckiem... - Jiraiya popatrzył z dezaprobatą na swojego ucznia.
- Tak tak... - Naruto tylko machnął ręką, uśmiechając się do sannina w geście przeprosin i powolnym krokiem skierował się w stronę wioski. Sannin westchnął jedynie z rezygnacją.
- Piąta chyba już na nas czeka, więc lećcie do twojego domu, rozpakujcie się i obaj migiem macie się stawić przed Tsunade, jasne?
- Jak słońce..! Chodź stary. Dzisiaj wyjątkowo – blondyn podkreślił słowo „wyjątkowo" - pozwolę ci spać na moim łóżku.
- Co za gest, ale nie dzięki.
-Nie każ się prosić bo cię zmuszę - Naruto lekko szturchnął bruneta w ramię.
- Uważaj bo się przestraszę - i zniknęli z oczu Shikamaru śmiejąc i szturchają się na wzajem. Cienisty ninja wpatrywał się jeszcze przez chwilę, gdzie zniknął roześmiany blondyn.
- To na prawdę on?
- We własnej osobie - odpowiedział trochę smutnym tonem Jiraiya.
- Zmienił się nie do poznania - Shikamaru nadal nie mógł uwierzyć własnym oczom. Co się z nim stało? Zadawał sobie w myślach to pytanie.
- Wydoroślał. A teraz pozwolisz chłopcze, że pójdę zaszczycić moją osobą samą hokage.
- Natomiast ty, sensei nic się nie zmieniłeś. - Jiraya także się oddalił, a Shikamaru czekał na swojego zmiennika. Tymczasem Naruto wraz z Szunem szli do starego domu blondyna. Przemierzając ulice wioski zwracali na siebie całą uwagę przechodniów. Mieszkańcy Konohy z niedowierzaniem i zaciekawieniem obserwowali dwóch nieznajomych, przemierzających ulice wioski.
- Czy to jest Uzumaki Naruto??
- Nieee, on jest niższy, a tak poza tym, to podróżuje z Jiraiyą i ponoć są w Kraju Herbaty.
- ...co za podobieństwo!
- Co za ciacho!
- ...mówię ci. To on! - Naruto lekko uśmiechnął się pod nosem.
- Jak zwykle. - Tyle powiedział do Szuna i szli dalej.
- Wszystkie panny będą nasze jak zadziałamy naszym urokiem osobistym, zobaczysz. Słyszałeś jedną? ,,Zaraz rzucę się na tego blondyna..." - Szun zaśmiał się z przyjaciela a ten tylko machnął ręką.
- Mam to gdzieś - powiedział. Właśnie odkluczał drzwi swojego dawnego domu. - Jesteśmy na miejscu. Witaj w moich skromnych progach. - Oboje weszli do środka. - No dobra, rzuć te torby gdzie chcesz i idziemy do Tsunade - po chwili już szli do budynku Hokage wzbudzając coraz większe zainteresowanie. Mieli właśnie wkroczyć do budynku gdy natrafili na grupkę rozchichotanych dziewczyn. Minęli je bez słowa a dziewczyny aż pomdlały na ich widok.
- Widziałyście ich? - szeptały między sobą. Blondyn znał te dziewczyny i to aż za dobrze. One nie zmieniły się za bardzo, wyglądały tylko troszkę poważniej. Dziewczęta chciały się przywitać z nieznajomymi ale tamci minęli je bez słowa. Stanęły jak wryte i sterczały tak przez dłuższą chwilę. Jedna, granatowowłosa, w końcu się odezwała.
- Czy to nie był Naruto-kun?
- Widać, że tak na prawdę tylko ja się zmieniłem... - Naruto jeszcze raz uśmiechnął się do swoich wspomnień. Stał i wspominał tak prawie cały wieczór wpatrując się przy tym w ocean. Słońce już zaczynało znikać za bezkresną wodą. Popatrzył jeszcze przez chwile na zachód słońca i odszedł. Zszedł na dół pod pokład i skierował się do kajuty Szuna. Wszedł i cicho zamknął za sobą drzwi. Podszedł do chrapiącego na łóżku po czym krzyknął prosto do ucha Szuna.
- Matko, ile to można spać ???!!!!! - Szun aż wyskoczył z łóżka przy czym spadł z głuchym łoskotem na podłogę.
- Zaraz cię zabije! Jesteś nienormalny czy co!!! - brunet podszedł do blondyna. Szturchnął go mocniej w ramię a Naruto nie pozostał mu dłużny i również szturchnął Szuna. Poszturchali się tak dłuższą chwilę, aż oboje wybuchnęli śmiechem. Szun przestał się jednak rechotać a po chwili błyskawicznie poderwał się na nogi, zaniepokojony.
- Słyszałeś to?
- Co takiego? - Naruto popatrzył ze zdziwieniem za bruneta, który ubrał się w mgnieniu oka.
- Ktoś wdarł się na statek. - Szun złapał swoją katanę i dalej w skupieniu nasłuchiwał. Nagle Naruto też coś usłyszał i także spoważniał.
- Dobra. Musimy to sprawdzić. Ja idę przodem, mam lepszy refleks niż ty - rzekł Uzumaki.
- Ok - Szun się z nim zgodził i wyszli z sypialni bruneta, starając się robić jak najmniej hałasu. Kierowali się w stronę wyjścia na pokład. Obaj czujni i gotowi do obrony, szli dalej przemierzając rozkołysane przez morskie fale pomieszczenia. Nad ich głowami rozległo się ciche szuranie. To lekko zdekoncentrowało Szuna, ale nie Naruto. Odepchnął szybko bruneta pod ścianę, ponieważ w ich kierunku poszybował pojedynczy kunai. Ostrze wbiło się za nimi z dość dużą siłą w drewniane drzwi.
- Zostaliśmy zaatakowani przez klan Cieni - Naruto błyskawicznie wyjął wbity w drewno sztylet i gestem nakazał, by Szun ruszył zanim.
- Skąd wiesz, że to oni? - wyszeptał Toshiro.
- Poznałem po kunaiu. Przyjrzyj się, na ostrzu jest ich symbol. - Brunet wziął od Naruto kunai i przyjrzał mu się uważniej. Blondyn miał rację, wyraźnie widać było wyryty w stali czarny księżyc. Szun słyszał o nich. Organizacja Cieni była znana z niezwykłego brutalizmu. Byli jedną z najbardziej ściganych grup nukeninów w Kraju Ognia. Zabijali każdego, kto stanął im na drodze. Nie pozostawiali żadnych świadków i śladów.
Naruto wraz z Szunem omówili strategię i wybiegli na pokład. Blondyn biegł przodem, gotów w każdej chwili do ataku. Przyjaciele stanęli tyłem do siebie osłaniając się na wzajem. W ich stronę poleciał jeszcze jeden kunai ale Naruto złapał go bez problemu. Nie stać was na nic więcej?, pomyślał. Nagle w ich kierunku z każdej strony nadleciała wielka chmura składająca się z samych kunaiów. Szun nie czekając, złożył błyskawicznie formację pieczęci i ogromna fala wody obroniła bruneta wraz z blondynem przed deszczem ostrzy po czym zmiotła je w kierunku wrogów.
- Nieźle - krzyknął do Szuna blondyn, uśmiechając się pod nosem. Wtem ku nim wybiegła cała zgraja zamaskowanych wojowników. Naruto tylko na to czekał. Przyczaił się niczym lew, czekający na odpowiednią chwilę do ataku. W końcu był w swoim żywiole. Czekał, aż któryś z napastników zrobi pierwszy krok w jego stronę. Nadal czekał. Adrenalina i ekscytacja podziałały na blondyna jak narkotyk kiedy pierwszy zamaskowany ninja podbiegł w jego stronę. Napastnik nie miał żadnych szans. Niebieskooki posłał go jednym, szybkim i zwinnym ruchem za burtę statku. Pokonywał z łatwością każdego kolejnego przeciwnika, który stanął mu na drodze.
Szun nie zostawał w tyle. W tej walce było widać jak bardzo styl Naruto różni się od sposobu walki Szuna. Blondyn masakrował wszystko co mu się nawinęło, wręcz z uśmiechem na twarzy kładł na deski swoich przeciwników. Dla niego ta walka nie była żadnym wyzwaniem. Zwłaszcza kiedy pęd walki uderzał mu do głowy. Szun natomiast wałczył bardziej z rozsądkiem, stawiał na strategię i słabości przeciwnika. W końcu kilku Cieni uciekło. Chyba doszli do wniosku, że dalsze ataki na dwójkę shinobi z Konohy nie mają większego sensu bo przecież i tak ich nie pokonają. Naruto jak zawsze wyszedł bez szwanku z potyczki. Szun miał tylko małe zadrapanie na policzku, poza tym nic poważnego mu nie dolegało. Chłopcy rozejrzeli się po pokładzie i stwierdzili, iż cała załoga statku została wymordowana gdy młodzi ninja walczyli z zamaskowanymi wrogami.
- Co zrobimy z ciałami? - Spytał Szun wycierając swoją ubrudzoną krwią katanę zdartą maską jednego z łotrów.
- Za burtę z nimi - rzekł obojętnym tonem Naruto. Uzgodnili, że ciała zamordowanej załogi pochowają jak przybiją do brzegu najbliższego portu a ciała zamachowców wrzucą do wody. Tylko tyle mogli uczynić dla biedaków, którzy bez żadnego powodu musieli zakończyć swoje żywota. Słońce już dawno zaszło, więc przez resztę nocy postanowili zająć się treningiem. Szun trenował ze swoją kataną a Naruto ulepszał swój rassengan. Na koniec zajęli się taj-jutsu. Poziom jaki prezentowali swoimi umiejętnościami był niezwykle wysoki. W końcu walka obojga pozostała nierozstrzygnięta. Po wschodzie słońca dopłynęli do portu. Zmęczeni treningiem i wcześniejszą walką, poszli do miasta żeby coś zjeść i uzupełnić zapasy. Na jednym ze słupów z ogłoszeniami zobaczyli wiszące zdjęcie blond chłopaka poszukiwanego za ciężkie zabójstwa w kilku krajach.
- Co to ma być?! - Naruto zerwał list gończy i przyjrzał się dokładniej własnej twarzy na kartce papieru. Oboje z Szunem gapili się zszokowani na kawał papieru przez jakieś dobre dziesięć minut.
- Muszę to wyjaśnić..!